13 lipca 2014

Chapter Nine


*  *  *

Upadły Anioł postanowił,że zostawi ich samych, ale na wszelki wypadek będzie krążył po okolicy. Swoją drogą jeszcze nigdy nie był w Minnesocie. Ponoć to piękny i mroźny stan, zwłaszcza zimą. Pasował by tu. Z dala od miejskiego szumu, z dala od ludzi, których mógłby skrzywdzić, z dala od swoich bliskich. 
-Braciszku, to ja, Abbigail! Znowu żyję i jestem tu z tobą- po lesie roznosił się głos tajemniczej dziewczyny. Czyli juź po wszystkim. Zanim brunet stał się Upadłym, słyszał, że jeśli Anioł Stróż zostanie zabity przez swojego podopiecznego może przywrócić do życia bliską mu osobę. Czyżby tak właśnie się stało? Płacz. Latynos nie wytrzymał dłużej. James powoli wyszedł na polanę. 
-Chyba powinniśmy wracać- stwierdziła tajemnicza dziewczyna przyglądając mu się uważnie.

*  *  *


Blondyn wyciągnął z lodówki swoje ulubione piwo oraz torbę krwi AB Rh+ dla przyjaciela. Obydwoje siedzieli teraz przed telewizorem w salonie i oglądali mecz koszykówki. Los Angeles Lakers chwilowo wygrywali z Washington Wizards. 
-Ona nie wróci- stwierdził szatyn wpatrując się w ekran. 
-To nie jest pewne- odparł bez przekonania Kendall
-Nadzieja matką głupich- uciął Logan. Mimo to obydwoje chcieli zobaczyć Anabell całą i zdrową. Jeszcze nic nie jest przesądzone, pomyśleli.

-Gdzie on jest?- blondynka krążyła po krypcie zadając to pytanie po raz kolejny.
-Nie mam pojęcia- odpowiadał ze spokojem Ethan wpatrując się w płomień świecy. Kuzynostwo wróciło do ruin kościoła, gdzie wcześniej przetrzymywali Carlosa i Anabell. Uznali to miejsce za jedyną bezpieczną kryjówkę w okolicy. Jedyną jaką znali. Nietety reszta ich kompanów poległa w bitwie lub po prostu uciekła. Została tylko ich dwójka, zbyt oddana panu aby go opuścić.  W końcu po kilku godzinach oczekiwania drzwi do krypty otworzyły się i z ciemności wyszedł James.
-No w końcu! Już myślałam, że coś się stało- odetchnęła z ulgą Jessica.
-Stało się. Zrobiliśmy coś okropnego- szepnął załamany brunet. Opowiedział im o wszystkim nie pomijając żadnego szczegółu.
-Co teraz zrobimy?- spytał głeboko poruszony Ethan.
-Zostajemy tu. Musimy jakoś naprawić swoje błędy...

*  *  *


Ciemność. Głucha cisza. Nagle oślepiające, złociste światło. Trwało to chwilę. Dosłownie. Setną sekundy. Rozpoznała znajome przedmioty. Złota brama. Puchate chmury. Szybujące w górze Anioły. Zapewne Serafinowie lecą zagrać Panu jakąś piękną melodię. Trzy, dwa, jeden... zjawia się św. Piotr z grubą księgą w ręku. Zacznie się sąd. Tym razem będziw gorzej...
-Witam spowrotem w Niebiosach- uśmiechnął się- Anielski Sąd już czeka moja droga. - odnotował w księdze moje przybycie. Brama się otwarła. Jednak zamiast Raju pod stopami ukazała się marmurowa posadzka. Anielski Sąd. Nie brzmi zbyt przyjemnie, pomyślała i udała się niepewnie na przód. Na końcu korytarza znajdowała się okrągła sala. Wszystko zrobione było z białego marmuru wykończonego złotymi elementami. Po środku stała ława przysięgłych składająca się z trzech Archaniołów. Od nich zależy dalszy los każdego Anioła. Złotowłosy mężczyzna wstał, rozłożył olbrzymie skrzydła i przeczytał z papieru przed sobą.
-Anabell Conyckut , Anioł Stróż Carlosa Peny....

*  *  *

Witam Was kochani po długiej przerwie. Moja nieobecność spowodowana była wieloma rzeczami i nie będę się tu zbytnio rozdrabniać. Przepraszam Was za to bardzo i obiecuję, że teraz notki będą pojawiać się w miarę regularnie, czyli mniej więcej co tydzień w weekend. Mam nadzieję, że w ogóle ktoś to jeszcze czyta... No nic, pozdrawiam serdecznie i jak zwykle czekam na komentarze,

Ni Na xoxo