24 września 2014

Chapter Eleven


***


Kendall siedział przed telewizorem z piwem w ręce i oglądał mecz piłki nożnej. Pogodził się ze śmiercią siostry. Znał ją na tyle dobrze, że wiedział iż James nie kłamie. Pozwolił mu nawet pomieszkać tu przez jakiś czas z tą czarownicą i rudzielcem. Martwił się tylko o Logana. To Anabell zawsze powstrzymywała go od najgorszych rzeczy, a teraz? Bał się, że jego przyjaciel znów zatraci swoje człowieczeństwo. Niepokoiło go również to, że niedługo będą musieli porozmawiać z tym Łowcą. Cholera.
Wampir wrócił do domu około 3 nad ranem. Kendall jeszcze nie spał. W pewnym sensie czekał na niego.
-Tylko mi nie mów, że kogoś zabiłeś- jęknął blondyn widząc przyjaciela.
-Paru Łowców. Nic więcej. Dziewczyna przeżyła o ile ktoś ją znalazł- mruknął szatyn. Nie był w nastroju do poważnych rozmów.
-Pozwoliłem tym zakapturzonym zostać u nas przez jakiś czas- ciągnął dalej Kendall- A niedługo musimy pogadać z Carlosem.
-Spoko- uciął Logan. Był spokojny. Marzył jedynie o łóżku i krótkiej drzemce.
-Wszystko w porządku?- dopytywał się wilkołak zaskoczony zachowaniem przyjaciela.
-Tak, jest ok- odpowiedział wampir i zaszył się w swoim pokoju. Kendall usiłował wymyśleć jakieś racjonalne wytłumaczenie dla tej rozmowy lecz nic mądrego nie przychodziło mu do głowy. W końcu zwalił całą winę na alkohol i przemęczenie...





Tej nocy i Carlos nie mógł zmrużyć oka. Był wykończony zarówno fizycznie jak i psychicznie jednak coś nie pozwalało mu spać. Chodził po całym budynku nie wiedząc co ze sobą zrobić. W jego głowie panował istny chaos. Różne myśli bombardowały go z prędkością światła. Łzy tak długo cisnęły się do oczu, że w końcu dla świętego spokoju pozwolił im wypłynąć. Uspokoiło go to. Usiadł na parapecie i wpatrywał się w ciemny las. Próbował uporządkować myśli. On, syn najpotężniejszego Łowcy, zakochał się w swoim własnym Aniele Stróżu. Zapomniał o ojcu. W końcu wyzwolił się z pod jego wpływu i mógł sam decydować o swoim życiu. W głębi duszy nawet się cieszył z jego śmierci. Wszystkie jego emocje związane były teraz z Anabell. Dotarło do niego, że ta istotka wcale go nie zmieniła. Ona tylko pokazała mu jaki jest na prawdę. To całe zabijanie Nadnaturalnych, nienawiść jaką żywił do innych ludzi- to była tylko maska, którą zakładał aby podlizać się ojcu. Kiedy w końcu ją zdjął poczuł się szczęśliwy. Czuł się jakby na nowo zaczynał swoje życie. Niesamowite. W tym momencie dotarło również do niego jak bardzo kocha Anabell, jak bardzo chce aby była z niego dumna, jak chce ją zobaczyć lub usłyszeć jej głos. Powiedzieć jak bordzo mu pomogła i podziękować. Pocałował ją przecież! Ten gest upewnił go, że ona również go kocha. Ale dlaczego musiała odejść? "Bo nie chciała być zła" podpowiadał mu rozum. Tak. Chłopak nie umiał sobie wyobrazić dziewczyny zabijającej Nadnaturalnych i ludzi dla własnej przyjemności. Zrozumiał dlaczego wolała odejść. "Ale już raz odeszła i wróciła prawda?" tym razem odezwało się jego serce. I poczuł coś zupełnie nowego. Wypełniła go nadzieja, że jeszcze kiedyś ją zobaczy. To silna dziewczyna i nie da sobą tak łatwo pomiatać, stwierdził. Uśmiechnął się do swojego odbicia w szybie. Nagle dotarło do niego coś o czym zapomniał. Hektor miał w domu broń, a teraz gdy dom spłonął ta broń jest na wolności i będzie chciała się zemścić...




-James przypomnisz mi dlaczego zgodziłeś się tu zostać?- spytała wkurzona blondynka. Nie podobało jej się, że nagle zmienili plan działania.
-Bo ci kolesie są w stanie nam pomóc, a poza tym jestem im coś winien- warknął brunet. Dziewczyna działała mu na nerwy od kąd tu przyszli. 
-Przypomnieć ci kim jesteś? Upadłym Aniołem! Powinieneś ich zabić zamiast im pomagać!- ciągnęła dalej.
-Wiem kim jestem i co powinienem robić a ty nie powinnaś wtrącać się do mojego życia bo zamiast ich zabiję ciebie!- wybuchnął. Miał jej dość. Pragnął aby się w końcu zamknęła.
-Nie zapominaj kto tu jest silniejszy!- warknęła czarownica i wszystkie świece w pomieszczeniu zapłonęły.
-Że niby ty? Uważaj bo zaraz pęknę ze śmiechu- roześmiał się. Dziewczyna dłużej nie wytrzymała. Użyła swoich mocy aby zadać mu ból. James nie pozostawał jej dłużny. Ignorując potworny ból rozwinął skrzydła i również użył mocy. Z nosa Jess popłynęła stróżka krwi. Dostała dreszczy i ledwo co kontunuowała atak. W końcu się poddała. Dłuższe używanie mocy mogłoby ją zabić. James również przestał. Dał dziewczynie chwilę oddechu po czym chwycił ją za szyję i przydusił do ściany. 
-Jeszcze raz będziesz dyktować mi co mam robić albo kwestionować moje decyzje a skończę z tobą raz na zawsze- wycedził przez zęby.
-Nie zrobisz tego- wydusiła z siebie czarownica.
-Jesteś tego pewna?- brunet wzmocnił uścisk. Milczała. Puścił ją w końcu. Dziewczyna łapczywie łapała powietrze. Jeszcze chwila a by ją udusił. James usiadł w fotelu i powoli się uspokajał. W takim stanie zastał ich Ethan. Rudzielec trzymał na rękach swoją kotkę. Widocznie kręciła się w pobliźu.
-Co znowu zrobiłaś Jessica?- zwrócił się do kuzynki.
-Nie twoja sprawa- syknęła wbijając gniewne spojrzenie w Jamesa. Dziewczyna nie mogła uwierzyć, że tak ją potraktował. Przysięgła sobie, że się zemści i nawet jego ładna buźka jej nie powstrzyma...


***

Hey! Ho! No więc na dziś to tle. Jak to mówi moja pani od polskiego "krótko zwięźle i na temat". Hym.. mam wrażenie, że niektórzy mogą pogubić się w treści rozdziałów bo są dość zawiłe. Zapewne nie za bardzo jeszcze to rozumiecie ale z każdym kolejnym rozdziałem postaram się wam to wszystko wyjaśnić i pisać prościej. A jeśli nadal czegoś nie zrozumiecie to piszcie na mojego maila:

ninaaniol.1999@gmail.com

Z chęcią odpowiem na wasze pytania ;) Życzę powodzenia w szkole i wszystkiego dobrego dla moich kochanych czytelników, pozdrawiam

Nina xoxo