17 listopada 2014

Chapter Twelve





***




Musi być jakiś sposób aby się stąd wydostać, myślała Anabell. Skoro raz udało jej się opuścić to okropne miejsce i pojawić się na Ziemi w postaci ducha (bo tak właśnie tłumaczyła to co się stało), to chyba uda jej się to powtórzyć. Rozmyślania dziewczyny przerwał jeden ze Strażników. Wszedł do celi i postawił na ziemi tacę z jakąś papką po środku.
-Jak wrócę, ma tego nie być- warknął i wyszedł. Z wielkim trudem doczołgała się do tacy. Wciąż odczuwała olbrzymi ból przy każdym ruchu. Kupka dziwnej mazi spoczywała na talerzu. Anabell miała wrażenie, że to coś zaraz zacznie się ruszać. 
-Ej! Co to ma być?!- krzyknęła na tyle głośno aby usłyszeli ją Strażnicy.
-Twój obiad- odparł ten przy okienku. Z tego co zauważyła dziewczyna on był najmłodszy i chyba nie specjalnie podobała mu się ta robota. Gdyby nie to, że jest Strażnikiem może zostaliby przyjaciółmi. 
-Że niby ja mam to zjeść?- spojrzała na niego. Chłopak nic nie odpowiedział ale w jego oczach błysnęło coś dziwnego. Prośba? Mimo wszystko Ana nawet nie dotknęła tego czegoś. Wróciła na swoje poprzednie miejsce  i... tak, znów myślała o Carlosie. Na początku chciała wymazać go z pamięci i zająć się czymś innym ale po prostu nie potrafiła. Na myśl o nim czuła w środku takie przyjemne ciepło. Całowali się. To było niesamowite uczucie. Wcześniej nie przyznawała się do tego ale... chłopak strasznie się jej podobał. Zakochała się w swoim podobiecznym- kolejna rzecz której Aniołowi robić nie wolno. Historia pamięta tylko jeden taki przypadek, który zdażył się całkiem niedawno. Właściwie było to rok przed narodzinami Anabell. Archanioł Gabriel zakochał się w człowieku. Jego miłość była tak wielka, że aby zostać z ukochaną pozwolił aby pozbawiono go wszystkich mocy i zgodził się na wygnanie. Niestety kilka lat później jego ukochana zmarła. Gabriel został sam i nie mógł już powrócić do Nieba. Od tamtej pory żyje między ludźmi. Tą historie Anabell usłyszała podczas szkolenia na Anioła Stróża. Uważała wtedy, że Gabriel był strasznym głupcem skoro porzucił życie w Niebie dla człowieka, ale teraz... Anabell zrobiła by to samo co on aby być przy Carlosie. 
-Miałaś to zjeść!- do celi wparował jeden z najbrutalniejszych Strażników.
-Nie włożę tego do ust- warknęła dziewczyna
-Ooo naprawdę?- uśmiechnął się złośliwie. Chwycił Anę za włosy i przyciągnął ją do siebie. Unieruchomił ją w dość bolesny sposób i zaczął wpychać jej jedzenie do ust. Ta papka była okropna. Dziewczyna myślała, że zaraz zwymiotuje. Kiedy zjadła już wszystko Strażnik puścił ją i wyszedł zabierając ze sobą tacę. Teraz rozumiała o co chodziło temu młodemu Strażnikowi. Chciał ją ostrzec. Może jeszcze uda im się zaprzyjaźnić? Ale najpierw, dziewczyna musi znaleźć sposób aby więcej tego nie jeść. Przyjrzała się uważnie celi w której siedziała. Ściany były gładkie i tylko na podłodze znajdowały się zadrapania. Zapewne powstały przez osoby, które siedziały tu przed nią. Jedynie rysa w kącie pod tym śmiesznym okienkiem wyglądała dziwnie. Anabell zbliżyła się do niej i dotknęła jej opuszkami palców. Zaraz... to nie jest rysa. To dziura! I to dość spora. Dla Strażników była niewidoczna ponieważ wejście do niej stanowił bardzo malutki otwór. To świetna kryjówka na tą obrzydliwą papkę, ucieszyła się dziewczyna. I wtedy znów się to stało. Pojawiła się w pensjonacie pani Cross. Znała to miejsce ponieważ często dorabiała tu sobie jako sprzątaczka. Zjawa chodziła po korytarzach nie za bardzo wiedząc gdzie się udać. I zobaczyła Go. Był tam samo przystojny jak wcześniej, tak samo tajemniczy, tak samo zamknięty w sobie. Wyglądał jak seryjny zabójca. Był nim. Tydzień temu nim był. Teraz próbował się zmienić. Z marnym skutkiem. Ana widziała jego muskuły. Owszem, był silny. Jednak to człowiek. Może nie do końca? Z każdym krokiem wyraźniej widziała jego twarz odbijającą się w oknie. Bóg śmierci. Tak, teraz tak go będzie nazywać. Grecki Ares dzisiejszych czasów. Dziewczyna była wzruszona. Jej ukochany siedział tuż przed nią. Był na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło tylko... wstał. Pobiegł gdzieś przelatując przed nią. Widziała strach w jego oczach. A potem znów zaczęła znikać. Wracając do rzeczywistości jej umysł wypełniała tylko jedna myśl. Hybrydy. Hektor tworzył hybrydy aby mogły go kiedyś obronić. Nie zdążyły, a dom spłonął. Bestie są na wolności. Anabell musi się stąd wydostać. Musi wrócić.






Carlos nie zastanawiał się długo. Już następnego dnia uciekł z pensjonatu. W pamięci próbował odtworzyć właściwą drogę. Dlaczego wszystkie drzewa w lesie wyglądają tak samo? Nie wyglądają. Zostawiła wskazówki. To dobrze, przynajmniej dla niego. Przypomniał sobie jak pokazała mu zwierzęta, tyle życia, którego nie widać gołym okiem. Stanął w miejscu i zamknął oczy. Wsłuchiwał się w wiatr, szum liści, śpiew ptaków. Gdy otworzył oczy sarna stała na przeciwko niego. Ruszył za nią w głąb lasu. Szli długo, aż rozpoznał jezioro. To tu pierwszy raz jej uwierzył. Spojrzał na zwierzę. Było piękne, czyste, nieskażone grzechem stworzenie.
-Dziękuję- kiwnął głową w stronę sarny. Zrobiła ten sam gest i uciekła. Podszedł do rumowiska skał i odnalazł jaskinię. Pełen obaw wszedł do środka.
-Nie bądź taki pewny siebie! I tak ja wygram!- usłyszał śmiechy z wnętrza domu. Jeszcze jedne drzwi. Wszyscy umilkli.
-Cześć!- pomachał mu blondyn siedzący na kanapie. Razem z rudzielcem od tego Upadłego grali w gry video. Kawałek dalej na krześle siedział Logan. Przypatrywał się im z dziwnym wyrazem twarzy pijąc coś ciemnego z butelki. Krew, domyślił się chłopak.
-Musimy pogadać- Latynos przełknął nerwowo ślinę.
-Owszem. Mamy wiele tematów do rozmów- wampir bacznie mu się przyglądał
-Siadaj- dodał już poważnie Kendall wyłączając grę.
-Ej!- zaprotestował Rudy- wygrywałem!
-Dokończymy kiedy indziej. Mamy ważne tematy do omówienia, a jeśli chcesz się do czegoś przydać, idź po Jamesa- westchnął blondyn. Poczekali. Brunet wszedł do pomieszczenia poddenerwowany a chwilę za nim blond czarownica jeszcze bardziej wściekła niż zwykle.
-O co chodzi?- Upadły Anioł spytał Carlosa
-Pomijając wszystko dotyczące.. Anabell- zaciął się- hybrydy.
-Co?- zdziwił się Logan
-Mój... Hektor stworzył hybrydy. Już kiedy byłem mały podejrzewałem, że coś kombinuje. Zamykał się w piwnicy i coś robił. W całym domu było słychać krzyki i dziwne dźwięki. Kiedy pewnego razu się go zapytałem o co chodzi on odpowiedział, że to nie moja sprawa, a jak będę drążył temat to zrobi ze mną to samo co z nimi. Nie pytałem więcej. Mimo wszystko ciekawość zżerała mnie od środka. Zakradłem się tam pewnej nocy. Hektor zostawił przez nieuwagę otwarte drzwi. Widziałem jak ich torturował. Wszędzie było pełno krwi, a wampir siedzący na podłodze zaczął się zmieniać. Nagle stał się wilkołakiem. Rzucił się w moją stronę ale ktoś go powstrzymał. Olivier też tam był. Nie wydał mnie ojcu, a ja już więcej tam nie wracałem. Teraz już wiem co się tam działo. Hektor wiedział, że kiedyś dojdzie do bitwy. Musiał przeczuwać, że Olivier go zdradzi i się zabezpieczył. Stworzył kilka hybryd, które po jego śmierci miały mordować innych- wyjaśnił Carlos
-No i co z tego?- mruknęła czarownica
-To, że te bestie są teraz na wolności, głodne i wściekłe, i że zaczną mordować ludzi i Nadnaturalnych z tego miasta i okolic- stwierdził James.
-No to mamy problem- podsumował Kendall...



***


Witam serdecznie po długiej przerwie! Kończymy z nudnymi rozdziałami i zaczynamy mordować i lać krew! Kto się cieszy? Pozdrawiam,

Nina xoxo

2 komentarze:

  1. Wspaniały rozdział, czekam na następny :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się cieszę haha. Nie przesadzaj ;p twoje rozdziały wcale nie są nudne, a ciekawe. Sama chciałabym umieć tak pisać ;P
    Naprawdę masz dużo świetnych pomysłów i warto tutaj zaglądać :P
    Czekaj, Logan jest wampirem, a czy Kendall też ? Wybacz bo nie czytałam od początku i nie jestem doinformowana ;p
    Postaram się przeczytać wcześniejsze rozdziały jeśli czas mi na to pozwoli, a na razie czeeeeeekam na następny rozdział ^^
    i zapraszam do siebie na nowy
    http://liliandangel.blogspot.com/2015/01/rozdzia.html

    OdpowiedzUsuń